Był sobie raz balkon… a w zasadzie cały ich rządek bo to wieżowiec. Balkony były usytuowane na północno zachodnią stronę świata. Północ? Ciemno… zdawałoby się! Zachód? Romantyczne zachody słońca nad wielkim miastem. Owszem, widoki piękne.
Inne jednak zdanie miały na ten temat roślinki które próbowały tam przetrwać lato. Scenariusz powtarzał się co roku: niedługo po ukorzenieniu się… zaschły na zawsze. Tak reagowały nawet te rośliny które rosną w pełnym słońcu. Gorąc i nasilenie światła było takie, że ciężko było sfotografować donice wypełnione roślinami. Światła miały zdecydowanie za nadto.
Próby uratowania ziołowego ogródka zawsze kończyły się porażką. W końcu (oby tu był pozytywny finał) wymyślono mobilną osłonę wykonaną z drewna z odzysku:
Zadanie polegało na pocięciu starej konstrukcji, skręcenie jej po wymierzeniu, oszlifowanie w chmurze pyłu i pomalowanie na kolor który nie powoduje nadmiernego przyciągania światła. Po przymiarce poszedł w ruch pędzel z szarą farbą.
Kolejny etap to sianie i sadzenie ziół i innych roślinek. Trafiły tam:
liść laurowy– wprawdzie lubi rosnąć w pełnym słońcu ale chyba nie aż tak ognistym. Lekka osłona pozwala na zachowanie wilgotnej ziemi
rozmaryn– słońce lubi, ale dostęp do wody też by się przydał
oregano– jak na razie nie wygląda na niezadowolone
pietruszka– słoneczne stanowisko ale lubi jednak chłodek ponieważ ziemia powinna być cały czas wilgotna
mięta– półcieniste stanowisko i stałe nawilżanie podłoża pozwala napić się latem mohito.
Po jakimś czasie roślinki „wstały” i chyba są wdzięczne za takie traktowanie. Dosadzam i sieję inne- czekam na efekt.
*******************************
Po dwóch tygodniach jestem pewna, że roślinki są szczęśliwe. Mięta dumnie chyli się ku słońcu.
Oregano też dziękuję za odrobinę cienia.
Liść laurowy pokazuje plony tegoroczne.
Tymianek z rozmarynem też nie narzekają.
Koperek, pietruszka i maciejka też powoli wzrastają.
I jest półeczka na wspomniane wcześniej mohito.
Tak to wypadło: